poniedziałek, 27 października 2014

Praca życia

Pilot wycieczek to człowiek, który nic nie robi, jeździ po egzotycznych miejscach, opala się i jeszcze mu za to płacą. Tak myśli wielu cymbałów, którzy siedzą za biurkiem i swoje pasje krajoznawcze realizują na kanapie w salonie, podróżując prawym kciukiem po klawiaturze telewizyjnego pilota.
Na szczęście znam osoby, którzy zdają sobie sprawę, że rzeczywistość jest zdecydowanie inna.
- Każdy pilot to jeba...ny kurwiarz i złodziej – Zenek jest dość radykalny w swoich poglądach, niemniej pewnie wie co mówi. Zanim otworzył własne biuro podróży, to tułał się piętnaście lat po świecie, pilotując grupy wszelkiej maści, więc doświadczenie ma spore. Nie macie pojęcia, jaką muszę się wykazywać inwencją, aby ukryć przed nim w fakturach, te przycinane na boku euro....
Kiedy zadzwonił i bez zwyczajowych obelg stwierdził:
- Ty w sumie jesteś dość dobry i mógłbyś poprowadzić dla mnie taki jeden wyjazd.
Powinenem z miejsca domyślić się, że kontynuując rozmowę wchodzę na dość podmokły teren.
Dopiero, kiedy z wręcz westchnieniem ulgi, zaakceptował moją zaporową stawkę, to zrozumiałem, że właśnie wpadłem w bagno po uszy. Moje chciwość kiedyś mnie zgubi. Znając Zenka, pięćset złotych za dzień śmierdziało pieszym zwiedzaniem Bagdadu nocą.
Dzień później, już w biurze, rzucił mi na biurko bilety lotnicze, polisę ubezpieczeniową, rezerwację hotelu i pokaźny plik banknotów.
- Dwudziestu facetów, branża budowlana, mają się dobrze bawić – nakreślił ramowy obraz idealnego wyjazdu, którego wizję roztoczył zapewne na spotkaniu jakimś grubym prezesem w zaciszu jego wielkiego gabinetu.
- Jakiś plan tego jest? - zapytałem retorycznie, oczekując standardowej rozpiski zwiedzania Barcelony, zakończonego kolacją w ekskluzywnym lokalu... w końcu to budowlanka i kupa pieniędzy na blacie biurka wskazywała, że kasa na zabawę zawsze się znajdzie.
- Tego się nie da zaplanować – odpowiedział Zenuś. Dodając:
- Macie wrócić w komplecie i będzie to uznane za sukces.
Westchnąłem.... Pilotów wycieczek można podzielić na trzy kategorie.
Największą grupę stanowią ci od wycieczek objazdowych. Ich zadaniem jest kolorować nasz szary, bezbarwny świat i zarażać swoją pasją i energią ludzi, dla których często brak np. we Włoszech parówek na śniadanie, jest dramatem rzutującym na cały wyjazd. Piloci "objazdówek" zrywają was o piątej rano, każą tłuc się autokarem tysiące kilometrów, a na koniec stają przed jakimiś ruinami i mają dosłownie chwilę, aby barwnymi słowami przekonać tych zaspanych i zmęczonych turystów, że było warto się tak katować. Pasja i "bajera" – bez tego nie da rady.
Na drugim biegunie znajdują się rezydenci. Skoszarowani w strefach turystycznych opiekują się biedakami, którzy nie widzą różnicy między "all inclusive" a "all excuse me". Dobrego rezydenta cechuje niesamowita odporność psychiczna. Możesz napluć mu w twarz, a on z uśmiechem na ustach poinformuje cię, że w przypadku deszczu, w sklepie obok, na umówione hasło dostaniecie 20% rabatu na parasole. W końcu rezydent żyje z prowizji od sprzedanych wycieczek fakultatywnych i wszystkiego, co tylko uda się mu się wam opchnąć. Patrzy na turystę przez pryzmat grubości jego portfela, a gdy pyta o zdrowie, to ma na myśli rękę, która ten portfel z kieszeni wyjmuje. Dla dziesięciu euro zarobku wyśle cię do Syrii i będzie wmawiał, że łuna nad oblężonym Aleppo to niespotykane w tym regionie zjawisko zorzy polarnej, za którego oglądanie zmuszony jest pobrać dodatkową opłatę wysokości pięciu euro (zniżka 50% dla dzieci do 11 roku życia).
Trzecia kategoria to piloci wyjazdów typu incentive, czyli ci, którzy realizują się zawodowo pełniąc rolę niani dla pijaków. Powinni mieć gadane, ale nie jest to warunek konieczny. Odporność psychiczna też wskazana, ale w granicach rozsądku. Najważniejsze jest umiejętne połączenie przymiotów clowna i chirurga, czyli uśmiechu i STALOWYCH NERWÓW.
Umówiłem was jutro na lotnisku na godzinę szesnastą – wyrwał mnie z zamyślenia chropowaty głos Zenka .
- Szef grupy ma na imię Marek. Spoko gość tylko lubi sobie golnąć – dawkował ostrożnie informacje.
- Czyli jak wszyscy – próbowałem ująć tajemniczą postać szefa w stereotypowe ramy.
- No nie do końca..... Dużo bardziej niż wszyscy – Zenek nie ułatwiał sprawy.
I rzeczywiście..... Nie zdążyliśmy jeszcze dobrze uścisnąć sobie dłoni na lotnisku, jak każdy z uczestników wyjazdu walnął już po dwie sety i zapił piwkiem. Wyglądali jak klony - faceci po czterdziestce, każdy z większym lub mniejszym brzuchem, mocno zbudowani o dużych spracowanych dłoniach. Jeszcze wisieli na telefonach wydając ostatnie dyspozycje, wciąż ubrani w sweterki i marynarki, ale czuć było już w powietrzu atmosferę trzydniowego resetu.
- Impreza firmowa z Gaudim w tle, Panie Marku? - zagaiłem szefa grupy.
- Nie, gdzie tam! To sponsoruje Beton Export. A w ogóle to Maras jestem – niski mężczyzna o szerokich barach oderwał się od kieliszka.
- Tam w tej Barcelonie, jest podobno taki fajny klub, gdzie tańczą same czarne dziewczyny – Maras miał jasno sprecyzowane oczekiwania wobec wyjazdu.
Skinąłem głową. Dopasowanie programu do profilu grupy jest podstawą udanej wycieczki i temu właśnie służyła ta rozmowa.
Po godzinie lotniskowy bar wywiesił białą flagę – wódka się skończyła. Barmana przed linczem uratowała linia lotnicza rozpoczynając boarding. Poprowadziłem wesoły korowód do bramki, modląc się w duchu, by nikt nie zgubił karty pokładowej lub dowodu. Zabawa, już bez marynarek i sweterków, nabrała wigoru dopiero na pokładzie. Dwudziestu chłopa stojących w przejściu, ryczących "Polska białoczerwoni" i robiących islandzką "cieszynkę" doprowadziło stewardesy do furii. Wynegocjowałem, że zamiast lądować awaryjnie i nas wysadzać, podbijemy dziewczynom statystyki sprzedażowe. Do kupna dwudziestu butelek mocnego alkoholu nie musiałem chłopaków specjalnie namawiać. W zasnutych pijacką mgłą oczach szefa grupy zobaczyłem coś na kształt podziwu.
Przy odbiorze bagażu, o dziwo, tylko dwóch gości wpadło na pomysł położenia się na taśmie i wjechania do bagażowni. Wyciągnięcie ich z łap katalońskich wopistów zajęło mi raptem pół godzinki. Nasz wesoły autobusik ruszył w kierunku hotelu, a Maras zaczął odkręcać kolejne flaszki. Zatrzymaliśmy się na moment w centrum Barcelony, na Placu Katalońskim, tak aby jeden facet mógł opróżnić pęcherz. Dostał ksywę Mocznik. Kiedy wysiadaliśmy kierowca wyglądał na szczęśliwego.
Hotel zdobyliśmy śmiałym abordażem, przechodząc przez recepcję niczym karaibscy piraci. Po naszym przejściu zginęły dwie palmy doniczkowe i jeden śmietnik, a zostało z dziesięć pustych butelek i wielki paw przy windzie, którego autorem był właściciel słabego pęcherza.
- Kwiatki zniosę jak się trochę uspokoją, a to dla serwisu sprzątającego – uspokoiłem recepcjonistę i uszczupliłem budżet wyjazdu o 50 euro.
- Jesteś bardzo opanowany jak na taką pracę – chłopakowi w recepcji wciąż drżały ręce.
- Inaczej się nie da.... Ustaw nam proszę budzenie na dziewiątą rano – poczułem, że jestem bardzo zmęczony. Wziąłem walizkę i poczłapałem do pokoju. Na korytarzu panowała już cisza. Piraci zmęczeni walką posnęli. Pozbierałem z korytarza butelki, dwa plecaczki i jeden portfel. Przy schodach natknąłem się na Mocznika. Spał na korytarzowej wykładzinie przytulając mocno zabraną z recepcji palmę. Zrezygnowałem z prób szamotania się z upitym do nieprzytomności, ważącym na oko ze 120 kilo facetem. Wziąłem z szafy dodatkową poduszkę i podłożyłem mu pod głowę, a całego przykryłem kocem. Do palmy przyczepiłem kartkę : "Klucz do pokoju 703 znajdzie Pan w recepcji".
Do Zenka wysłałem smsem krótki raport z pierwszego dnia. Odpowiedź przyszła po minucie: "Na te 50 euro za sprzątanie pawia musisz mieć rachunek, inaczej nie odliczę".
Uśmiechnąłem się... Z korytarza dochodziło chrapanie wielbiciela palmy.
Jutrzejszy dzień zapowiadał się wesoło.

8 komentarzy:

  1. Wesolutka wycieczka ....i biedny Pilot

    OdpowiedzUsuń
  2. LOL!

    ciekawe czy bezkompromisowość stylu 'męskiego wyjazdu' ma bardziej związek z branżą czy z narodowością dziarskiej drużyny... :)

    Czekam na analizę porównawczą :D
    pozdro 600!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od branży zależy ilość pawi i tzw. spożycia. Dziarskość jest wspólna dla wszystkich.

      Usuń
    2. Brzmi prawdopodobnie :)

      Usuń
  3. Sielanka, nie ma co.
    A styl pisania tak obrazowy, że aż bym oprawił i na ścisnie powiesił

    OdpowiedzUsuń