Pilot wycieczek to
człowiek, który nic nie robi, jeździ po egzotycznych miejscach,
opala się i jeszcze mu za to płacą. Tak myśli wielu cymbałów,
którzy siedzą za biurkiem i swoje pasje krajoznawcze realizują na
kanapie w salonie, podróżując prawym kciukiem po klawiaturze
telewizyjnego pilota.
Na szczęście znam
osoby, którzy zdają sobie sprawę, że rzeczywistość jest
zdecydowanie inna.
- Każdy pilot to
jeba...ny kurwiarz i złodziej – Zenek jest dość radykalny w
swoich poglądach, niemniej pewnie wie co mówi. Zanim otworzył
własne biuro podróży, to tułał się piętnaście lat po świecie,
pilotując grupy wszelkiej maści, więc doświadczenie ma spore. Nie
macie pojęcia, jaką muszę się wykazywać inwencją, aby ukryć
przed nim w fakturach, te przycinane na boku euro....
Kiedy zadzwonił i bez
zwyczajowych obelg stwierdził:
- Ty w sumie jesteś dość
dobry i mógłbyś poprowadzić dla mnie taki jeden wyjazd.
Powinenem z miejsca
domyślić się, że kontynuując rozmowę wchodzę na dość podmokły
teren.
Dopiero, kiedy z wręcz
westchnieniem ulgi, zaakceptował moją zaporową stawkę, to
zrozumiałem, że właśnie wpadłem w bagno po uszy. Moje chciwość
kiedyś mnie zgubi. Znając Zenka, pięćset złotych za dzień
śmierdziało pieszym zwiedzaniem Bagdadu nocą.
Dzień później, już w
biurze, rzucił mi na biurko bilety lotnicze, polisę
ubezpieczeniową, rezerwację hotelu i pokaźny plik banknotów.
- Dwudziestu facetów,
branża budowlana, mają się dobrze bawić – nakreślił ramowy
obraz idealnego wyjazdu, którego wizję roztoczył zapewne na
spotkaniu jakimś grubym prezesem w zaciszu jego wielkiego gabinetu.
- Jakiś plan tego jest?
- zapytałem retorycznie, oczekując standardowej rozpiski zwiedzania
Barcelony, zakończonego kolacją w ekskluzywnym lokalu... w końcu
to budowlanka i kupa pieniędzy na blacie biurka wskazywała, że
kasa na zabawę zawsze się znajdzie.
- Tego się nie da
zaplanować – odpowiedział Zenuś. Dodając:
- Macie wrócić w
komplecie i będzie to uznane za sukces.
Westchnąłem.... Pilotów
wycieczek można podzielić na trzy kategorie.
Największą grupę
stanowią ci od wycieczek objazdowych. Ich zadaniem jest kolorować
nasz szary, bezbarwny świat i zarażać swoją pasją i energią
ludzi, dla których często brak np. we Włoszech parówek na
śniadanie, jest dramatem rzutującym na cały wyjazd. Piloci
"objazdówek" zrywają was o piątej rano, każą tłuc
się autokarem tysiące kilometrów, a na koniec stają przed jakimiś
ruinami i mają dosłownie chwilę, aby barwnymi słowami przekonać
tych zaspanych i zmęczonych turystów, że było warto się tak
katować. Pasja i "bajera" – bez tego nie da rady.
Na drugim biegunie
znajdują się rezydenci. Skoszarowani w strefach turystycznych
opiekują się biedakami, którzy nie widzą różnicy między "all
inclusive" a "all excuse me". Dobrego rezydenta
cechuje niesamowita odporność psychiczna. Możesz napluć mu w
twarz, a on z uśmiechem na ustach poinformuje cię, że w przypadku
deszczu, w sklepie obok, na umówione hasło dostaniecie 20% rabatu
na parasole. W końcu rezydent żyje z prowizji od sprzedanych
wycieczek fakultatywnych i wszystkiego, co tylko uda się mu się wam
opchnąć. Patrzy na turystę przez pryzmat grubości jego portfela, a
gdy pyta o zdrowie, to ma na myśli rękę, która ten portfel z
kieszeni wyjmuje. Dla dziesięciu euro zarobku wyśle cię do Syrii i
będzie wmawiał, że łuna nad oblężonym Aleppo to niespotykane w
tym regionie zjawisko zorzy polarnej, za którego oglądanie zmuszony
jest pobrać dodatkową opłatę wysokości pięciu euro (zniżka 50%
dla dzieci do 11 roku życia).
Trzecia kategoria to
piloci wyjazdów typu incentive, czyli ci, którzy realizują się
zawodowo pełniąc rolę niani dla pijaków. Powinni mieć gadane,
ale nie jest to warunek konieczny. Odporność psychiczna też
wskazana, ale w granicach rozsądku. Najważniejsze jest umiejętne
połączenie przymiotów clowna i chirurga, czyli uśmiechu i
STALOWYCH NERWÓW.
Umówiłem was jutro na
lotnisku na godzinę szesnastą – wyrwał mnie z zamyślenia
chropowaty głos Zenka .
- Szef grupy ma na imię
Marek. Spoko gość tylko lubi sobie golnąć – dawkował ostrożnie
informacje.
- Czyli jak wszyscy –
próbowałem ująć tajemniczą postać szefa w stereotypowe ramy.
- No nie do końca.....
Dużo bardziej niż wszyscy – Zenek nie ułatwiał sprawy.
I rzeczywiście..... Nie
zdążyliśmy jeszcze dobrze uścisnąć sobie dłoni na lotnisku, jak
każdy z uczestników wyjazdu walnął już po dwie sety i zapił
piwkiem. Wyglądali jak klony - faceci po czterdziestce, każdy z
większym lub mniejszym brzuchem, mocno zbudowani o dużych
spracowanych dłoniach. Jeszcze wisieli na telefonach wydając
ostatnie dyspozycje, wciąż ubrani w sweterki i marynarki, ale czuć
było już w powietrzu atmosferę trzydniowego resetu.
- Impreza firmowa z
Gaudim w tle, Panie Marku? - zagaiłem szefa grupy.
- Nie, gdzie tam! To
sponsoruje Beton Export. A w ogóle to Maras jestem – niski
mężczyzna o szerokich barach oderwał się od kieliszka.
- Tam w tej Barcelonie,
jest podobno taki fajny klub, gdzie tańczą same czarne dziewczyny –
Maras miał jasno sprecyzowane oczekiwania wobec wyjazdu.
Skinąłem głową.
Dopasowanie programu do profilu grupy jest podstawą udanej wycieczki
i temu właśnie służyła ta rozmowa.
Po godzinie lotniskowy
bar wywiesił białą flagę – wódka się skończyła. Barmana
przed linczem uratowała linia lotnicza rozpoczynając boarding.
Poprowadziłem wesoły korowód do bramki, modląc się w duchu, by
nikt nie zgubił karty pokładowej lub dowodu. Zabawa, już bez
marynarek i sweterków, nabrała wigoru dopiero na pokładzie.
Dwudziestu chłopa stojących w przejściu, ryczących "Polska
białoczerwoni" i robiących islandzką "cieszynkę"
doprowadziło stewardesy do furii. Wynegocjowałem, że zamiast
lądować awaryjnie i nas wysadzać, podbijemy dziewczynom
statystyki sprzedażowe. Do kupna dwudziestu butelek mocnego alkoholu
nie musiałem chłopaków specjalnie namawiać. W zasnutych pijacką
mgłą oczach szefa grupy zobaczyłem coś na kształt podziwu.
Przy odbiorze bagażu, o
dziwo, tylko dwóch gości wpadło na pomysł położenia się na
taśmie i wjechania do bagażowni. Wyciągnięcie ich z łap
katalońskich wopistów zajęło mi raptem pół godzinki. Nasz
wesoły autobusik ruszył w kierunku hotelu, a Maras zaczął
odkręcać kolejne flaszki. Zatrzymaliśmy się na moment w centrum
Barcelony, na Placu Katalońskim, tak aby jeden facet mógł opróżnić
pęcherz. Dostał ksywę Mocznik. Kiedy wysiadaliśmy kierowca
wyglądał na szczęśliwego.
Hotel zdobyliśmy śmiałym
abordażem, przechodząc przez recepcję niczym karaibscy piraci. Po
naszym przejściu zginęły dwie palmy doniczkowe i jeden śmietnik,
a zostało z dziesięć pustych butelek i wielki paw przy windzie,
którego autorem był właściciel słabego pęcherza.
- Kwiatki zniosę jak się
trochę uspokoją, a to dla serwisu sprzątającego – uspokoiłem
recepcjonistę i uszczupliłem budżet wyjazdu o 50 euro.
- Jesteś bardzo
opanowany jak na taką pracę – chłopakowi w recepcji wciąż
drżały ręce.
- Inaczej się nie da....
Ustaw nam proszę budzenie na dziewiątą rano – poczułem, że
jestem bardzo zmęczony. Wziąłem walizkę i poczłapałem do
pokoju. Na korytarzu panowała już cisza. Piraci zmęczeni walką
posnęli. Pozbierałem z korytarza butelki, dwa plecaczki i jeden
portfel. Przy schodach natknąłem się na Mocznika. Spał na
korytarzowej wykładzinie przytulając mocno zabraną z recepcji
palmę. Zrezygnowałem z prób szamotania się z upitym do
nieprzytomności, ważącym na oko ze 120 kilo facetem. Wziąłem z
szafy dodatkową poduszkę i podłożyłem mu pod głowę, a całego
przykryłem kocem. Do palmy przyczepiłem kartkę : "Klucz do
pokoju 703 znajdzie Pan w recepcji".
Do Zenka wysłałem smsem
krótki raport z pierwszego dnia. Odpowiedź przyszła po minucie:
"Na te 50 euro za sprzątanie pawia musisz mieć rachunek,
inaczej nie odliczę".
Uśmiechnąłem się... Z
korytarza dochodziło chrapanie wielbiciela palmy.
Jutrzejszy dzień
zapowiadał się wesoło.
Wesolutka wycieczka ....i biedny Pilot
OdpowiedzUsuńLOL!
OdpowiedzUsuńciekawe czy bezkompromisowość stylu 'męskiego wyjazdu' ma bardziej związek z branżą czy z narodowością dziarskiej drużyny... :)
Czekam na analizę porównawczą :D
pozdro 600!
Od branży zależy ilość pawi i tzw. spożycia. Dziarskość jest wspólna dla wszystkich.
UsuńBrzmi prawdopodobnie :)
UsuńSielanka, nie ma co.
OdpowiedzUsuńA styl pisania tak obrazowy, że aż bym oprawił i na ścisnie powiesił
Taka praca :-)
UsuńUbawiłem się do łez :) Dobre!
OdpowiedzUsuńteraz też się śmieję :-)
OdpowiedzUsuń