poniedziałek, 2 lutego 2015

Przerwa

W rytmie marsza, głośno wygrywanego przez nasze ściśnięte z głodu żołądki, opieramy łokcie o lepiący się od brudu kontuar szopy, ozdobionej dumnym napisem COMEDOR. Naburmuszona mina wielkiej Murzynki pozbawia mnie wszelkiej nadziei, ale brzuch zamierza walczyć do upadłego, ignorując otaczającą nas zewsząd lepkość i skwaszoną minę ociekającej potem właścicielki tego dosłownie i w przenośni upadającego przybytku.
- Dobry! Kurczak jest? - wskazuję trzęsącym się palcem na wiszące za plecami ogromnej sprzedawczyni kolorowe menu.
- Nie ma! - odpowiada nam wzruszenie ramion.
- A ryba? - brzuch, aż piszczy z radości, słysząc jakie czekają go rarytasy.
- Nie ma! - Murzynka postanowiła jak widać zagłodzić dwójkę białasów na tej zapomnianej przez ludzi i Boga złotej plaży.
- A co jest? - postanawiam razem z moim żołądkiem bić się do końca i polec w ogniu walki.
- Przerwa jest! Nie widać? - ciemny, wielki jak niemiecki wurst, paluch leniwie stuka w spłowiały kartonik, a wymalowany na czerwono paznokieć radośnie wskazuje na koślawy napis "CERRADO" (zamknięte).

Wyjazd mi wyskoczył. Zapraszam na bloga w środę 11 lutego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz