środa, 28 stycznia 2015

Kapadocja

Kapa tak naprawdę ma na imię Daniel i jest największym dusigroszem pod słońcem. Za złotówkę gotów odciąć sobie rękę, a za dziesięć to i swoją ogoloną na łyso głowę. Po paru scysjach w końcu się dotarliśmy i współpraca układa się poprawnie. To znaczy ja biorę za niego objazdy, a on wyciska z ludzi ostatnią kasę.
Opieramy się o barierkę przed halą odlotów, korzystając z cienia jaki daje wystający dach terminala. Tureckie słońce nie zna litości i jak już człowiek się nim nacieszy, to zaczyna się poruszać od daszku do daszku. Wciśnięci w plastikowe koszulki przypominamy dwóch zielono – białych, spoconych klaunów. Mój trykocik pochodzi ze starych zapasów i ma tylko pięć procent poliestru, ale Kapa jako bardziej zasłużony, paraduje już w nowej edycji firmowego wdzianka. Sam plastik. Jakby się ubrał w worek na śmieci, to gotowałby się tak samo, a przynajmniej nie straszyłby ciemnymi plamami potu pod pachami. Danielowi jednak, takie drobnostki, jak ciągnący się za nim lekki odór, nie psują dobrego humoru. Mrużąc swoje małe oczka z uwagą studiuje listę pasażerów i uśmiecha się z zadowoleniem pod nosem.
- Co tak się Kapa cieszysz? - w oczekiwaniu na przylatujących turystów próbuję zabić czas rozmową.
- Dużo paxów na dwa tygodnie, ale sieki przytniemy! - mój kumpel aż zaciera ręce z radości.
Ksywa Kapy wzięła się od wycieczki do Kapadocji, z której mamy największą prowizję. Daniel wciśnie to każdemu, bo Kapa jest dobra na wszystko.Chcesz jechać na zakupy – Kapadocja! Szukasz lekkiej i przyjemnej wycieczki – Kapadocja! Jak turysta pyta w autokarze kiedy będą te sklepy ze skórami lub marudzi , że rezydent zapomniał wydać mu reszty, to wiadomo że wycieczkę sprzedawał Daniel. Tylko rodzinom z dziećmi odpuszcza, bo gówniarze miejsca zajmują w autokarze jak dorośli, a prowizja jest o połowę niższa. Ostatnio nawet wysłał do Kapadocji zakochaną parkę, co przyleciała na krótki pobyt w ekskluzywnym hoteliku w Side, z nadzieją na cztery dni szalonego bzykanka. Z czterech romantycznych dni, dwa spędzili w autokarze, tłukąc się tysiąc kilometrów po górach. Laska tylko bezradnie płakała z głową przytuloną do szyby, ale jej gość był tak wściekły, że na czterysetnym kilometrze chciał wysiadać. Zamiast bzykać, chodził potem w ostatni dzień przed wylotem po naszych hotelach, szukając "tego chu...ja", który ich na ten wyjazd namówił.
- O idą! - Kapa oderwał się od swoich kalkulacji i głową wskazał pierwszych wychodzących z hali przylotów. Napakowane walizy i lekko skrzywione miny od uderzenia lipcowego tureckiego upału. Trzeba brać się do roboty.... Jedno dobre, że opóźnienia nie było, więc raczej nikt nie będzie chciał nas zwalniać lub żądać rekompensat.
- Dzień dobry. Witamy w Turcji i zapraszamy do autokarów – ze spoconych klaunów zamieniliśmy się w słodziutkie, tylko lekko rozmiękłe czekoladki.
- Panowie tak na nas tu czekają. Jakie to miłe! – starsza pani zarezerwowała pewnie najgorszy (najtańszy) hotel i szukała pozytywów, przed oczekującym ją koszmarem zatęchłego pokoju i śniadaniowych wynalazków tureckiego kucharza.
- Kolega będzie również z panią podczas wycieczki do Kapadocji, bez której wizyta w Turcji jest niepełna – Kapa siał ziarna wszędzie gdzie mógł, tak aby już na spotkaniach w hotelach zbierać plony.
- Kapadocja! Moje marzenie! - wyglądało, że w tym wypadku od razu będą żniwa.
- Pani koleżanki zapewne również? - uśmiechając się szeroko wskazał na stojącą obok rozmówczyni "wyjącą pięćdziesiątkę". Skwaszone babsko z fryzurą jak na zabawę sylwestrową i wściekle czerwonymi paznokciami. Mogłem założyć się o miesięczną pensję, że wyobrażenia tej baby o najbliższym tygodniu, diametralnie różniły się od wizji jaką właśnie roztaczał dla niej Kapa.
- Panowie, bagaż mi zgubili! - spanikowany głos młodego chłopaka w okularkach przerwał kapadocjowe żniwa.
- Proszę się nie martwić. Mamy taką wycieczkę, podczas której odwiedzamy niesamowicie tanie sklepy z markowymi walizkami – Daniel był już w transie.
- Już wskazuję, gdzie będzie pan to zgłaszał – przerażony turysta podskakując nerwowo skierował się we wskazanym przeze mnie kierunku.
- Ty, Kapa, byłeś kiedyś w Kapadocji ? - rzuciłem na odchodne konspiracyjnym szeptem.
- Zwariowałeś?! Tyle kilometrów w autobusie się będę męczył?! – w jego głosie brzmiało autentyczne niedowierzanie.
- To skąd wiesz co ty im sprzedajesz? - zamurowało mnie, bo gość siedział tu trzeci sezon.
- Nie ważne co ja sprzedaję, ważne co oni chcą kupić – Kapa wzruszył ramionami i uśmiechnął się z politowaniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz