Kapa tak naprawdę ma na
imię Daniel i jest największym dusigroszem pod słońcem. Za
złotówkę gotów odciąć sobie rękę, a za dziesięć to i swoją
ogoloną na łyso głowę. Po paru scysjach w końcu się dotarliśmy
i współpraca układa się poprawnie. To znaczy ja biorę za niego
objazdy, a on wyciska z ludzi ostatnią kasę.
Opieramy się o barierkę
przed halą odlotów, korzystając z cienia jaki daje wystający dach
terminala. Tureckie słońce nie zna litości i jak już człowiek
się nim nacieszy, to zaczyna się poruszać od daszku do daszku.
Wciśnięci w plastikowe koszulki przypominamy dwóch zielono –
białych, spoconych klaunów. Mój trykocik pochodzi ze starych
zapasów i ma tylko pięć procent poliestru, ale Kapa jako bardziej
zasłużony, paraduje już w nowej edycji firmowego wdzianka. Sam
plastik. Jakby się ubrał w worek na śmieci, to gotowałby się tak
samo, a przynajmniej nie straszyłby ciemnymi plamami potu pod
pachami. Danielowi jednak, takie drobnostki, jak ciągnący się za
nim lekki odór, nie psują dobrego humoru. Mrużąc swoje małe
oczka z uwagą studiuje listę pasażerów i uśmiecha się z
zadowoleniem pod nosem.
- Co tak się Kapa
cieszysz? - w oczekiwaniu na przylatujących turystów próbuję
zabić czas rozmową.
- Dużo paxów na dwa
tygodnie, ale sieki przytniemy! - mój kumpel aż zaciera ręce z
radości.
Ksywa Kapy wzięła się
od wycieczki do Kapadocji, z której mamy największą prowizję.
Daniel wciśnie to każdemu, bo Kapa jest dobra na wszystko.Chcesz
jechać na zakupy – Kapadocja! Szukasz lekkiej i przyjemnej
wycieczki – Kapadocja! Jak turysta pyta w autokarze kiedy będą te
sklepy ze skórami lub marudzi , że rezydent zapomniał wydać mu
reszty, to wiadomo że wycieczkę sprzedawał Daniel. Tylko rodzinom
z dziećmi odpuszcza, bo gówniarze miejsca zajmują w autokarze jak
dorośli, a prowizja jest o połowę niższa. Ostatnio nawet wysłał
do Kapadocji zakochaną parkę, co przyleciała na krótki pobyt w
ekskluzywnym hoteliku w Side, z nadzieją na cztery dni szalonego
bzykanka. Z czterech romantycznych dni, dwa spędzili w autokarze,
tłukąc się tysiąc kilometrów po górach. Laska tylko bezradnie
płakała z głową przytuloną do szyby, ale jej gość był tak
wściekły, że na czterysetnym kilometrze chciał wysiadać. Zamiast
bzykać, chodził potem w ostatni dzień przed wylotem po naszych
hotelach, szukając "tego chu...ja", który ich na ten
wyjazd namówił.
- O idą! - Kapa oderwał
się od swoich kalkulacji i głową wskazał pierwszych wychodzących
z hali przylotów. Napakowane walizy i lekko skrzywione miny od
uderzenia lipcowego tureckiego upału. Trzeba brać się do
roboty.... Jedno dobre, że opóźnienia nie było, więc raczej
nikt nie będzie chciał nas zwalniać lub żądać rekompensat.
- Dzień dobry. Witamy w
Turcji i zapraszamy do autokarów – ze spoconych klaunów
zamieniliśmy się w słodziutkie, tylko lekko rozmiękłe czekoladki.
- Panowie tak na nas tu
czekają. Jakie to miłe! – starsza pani zarezerwowała pewnie
najgorszy (najtańszy) hotel i szukała pozytywów, przed oczekującym
ją koszmarem zatęchłego pokoju i śniadaniowych wynalazków
tureckiego kucharza.
- Kolega będzie również
z panią podczas wycieczki do Kapadocji, bez której wizyta w Turcji
jest niepełna – Kapa siał ziarna wszędzie gdzie mógł, tak aby
już na spotkaniach w hotelach zbierać plony.
- Kapadocja! Moje
marzenie! - wyglądało, że w tym wypadku od razu będą żniwa.
- Pani koleżanki zapewne
również? - uśmiechając się szeroko wskazał na stojącą obok
rozmówczyni "wyjącą pięćdziesiątkę". Skwaszone babsko
z fryzurą jak na zabawę sylwestrową i wściekle czerwonymi
paznokciami. Mogłem założyć się o miesięczną pensję, że
wyobrażenia tej baby o najbliższym tygodniu, diametralnie różniły się od
wizji jaką właśnie roztaczał dla niej Kapa.
- Panowie, bagaż mi
zgubili! - spanikowany głos młodego chłopaka w okularkach
przerwał kapadocjowe żniwa.
- Proszę się nie
martwić. Mamy taką wycieczkę, podczas której odwiedzamy
niesamowicie tanie sklepy z markowymi walizkami – Daniel był już
w transie.
- Już wskazuję, gdzie
będzie pan to zgłaszał – przerażony turysta podskakując nerwowo
skierował się we wskazanym przeze mnie kierunku.
- Ty, Kapa, byłeś
kiedyś w Kapadocji ? - rzuciłem na odchodne konspiracyjnym szeptem.
- Zwariowałeś?! Tyle
kilometrów w autobusie się będę męczył?! – w jego głosie
brzmiało autentyczne niedowierzanie.
- To skąd wiesz co ty im
sprzedajesz? - zamurowało mnie, bo gość siedział tu trzeci sezon.
- Nie ważne co ja sprzedaję, ważne co oni chcą kupić – Kapa wzruszył ramionami
i uśmiechnął się z politowaniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz