środa, 21 stycznia 2015

Nocne Polaków rozmowy

- Wcale nie muszę sobie powiększać i zawsze mi staje! - mruczy do siebie Maruda. Dochodzi północ. W terminalu panuje błoga cisza. W kolejce do odprawy stoi resztka zaspanych i ziewających turystów, którzy bez zbędnych pytań nadają bagaże. Biedacy jak widać nie uświadomili sobie do tej pory faktu, iż doba hotelowa w większości resortów zaczyna się od piętnastej. Zarwaną nockę przyjdzie im odespać na twardej recepcyjnej kanapie. Zapocone stopy moczyć będą w hotelowym basenie, siedząc na jego mokrej krawędzi, bo zanim dowiozą ich z lotniska do hoteli, to większość leżaków zdażą zająć już Niemcy. Żeby tylko bransoletki na all inclusive im dali od razu, bo jak nie, to zjedzą rezydenta i będzie awantura.
- Piękne wakacyjne klimaty. Będzie co wspominać – zagaduję mojego dzisiejszego kompana.
Maruda ignoruje moją zaczepkę i wzdycha ciężko, kończąc cotygodniowy proces czyszczenia skrzynki. Chłopak pojawia się na lotnisku tylko raz w tygodniu, na nocnym przelocie na wyspę Kos. Nie wiem o nim prawie nic, oprócz tego, że jest najchudszym i najbardziej skwaszonym gościem jakiego widziałem. Podczas odprawy korzysta z naszego laptopa, czyszcząc swojego służbowego maila ze spamu. Wygląda, jakby ktoś zarejestrował jego adres na wszelkich dostępnych seksstronach. Jeżeli kiedyś będę potrzebował leku na potencję lub powiększenie przyrodzenia, to wszystkie możliwe oferty dostępnych specyfików i zabiegów są u niego na mailu. Nawet fakt posiadania tak unikalnej kolekcji nie poprawia Marudzie humoru. Smutno spogląda na sportowy zegarek, który inaczej niż wszyscy, nosi na prawym ręku.
- Dzwonimy? - zapału i chęci do pracy nie można mu jednak odmówić.
- Może tym razem nikogo nie brakuje? - co noc się tak łudzę.
- Zawsze brakuje – stwierdza autorytatywnie Maruda i jednym kliknięciem kościstego palca wyświetla listę nieodprawionych pasażerów. Komputer podpowiada, że brakuje czterech osób. To samo nazwisko, rezerwacja dokonana online. Według mnie szykuje się standardowa bezsensowna nocna rozmowa. Zrezygnowanym ruchem sięgam po telefon.
- Mogę zadzwonić?! - pierwszy raz szeroki uśmiech gości na twarzy mojego skwaszonego towarzysza. Oblizuje się przy tym sadystycznie i przewraca małymi oczkami, jak jakiś wredny krokodyl. Aż mi ciarki po plecach przechodzą. Bez słowa podaję mu komórkę. Maruda niczym obleśny gnom podskakuje z podekscytowania na krześle, ustawia tryb głośnomówiący i z namaszczeniem wstukuje numer telefonu jaki został podany przy rezerwacji. Po czwartym dzwonku odbiera zaspany kobiecy głos...
- Dobry wieczór.... - w głosie Marudy słychać autentyczną radość, gdy przedstawia się, recytując powitalną formułkę z pełną nazwę biura i swojego stanowiska. Normalnie Janusz Weiss...
- Czy są Państwo w drodze na lotnisko? - zadaje poważnym tonem najważniejsze pytanie, od którego zależy, który model postępowania wybierzemy.
- Ale po co? Lecimy dopiero jutro! - Pani po drugiej stronie słuchawki jest zbulwersowana niedorzecznością pytania. Wzdycham ciężko i skreślam całą czwórkę z listy, nasłuchując jednocześnie z ciekawością dalszego ciągu rozmowy.
- Ma Pani absolutną rację, niemniej jutro zaczyna się za minutę – Maruda uśmiecha się promiennie, a jego żółte zęby błyszczą zjawiskowo w świetle jarzeniówek.
- Przecież mówię, że jutro, o pierwszej w nocy! - głos kobiety podnosi się o dwie oktawy.
- Jutro czy dziesiątego lipca? - mój nocny kumpel okazuje się starym sadystą, a jego lotniskowe notowania gwałtownie wzrastają.
- No.... dziesiątego – kobieta, jak może, odwleka nieuchronne.
- Dokładnie od minuty mamy już dziesiąty lipca, a Państwa samolot odlatuje za 49 minut – Maruda kładzie, niczym makler po udanej transakcji, nogi na biurku. Kolorowe japonki na opalonych stopach kontrastują z czernią uniformu i są ewidentną autorska modyfikacją właściciela służbowego wdzianka.
- Czy są Państwo w stanie dotrzeć na lotnisko przed zamknięciem odprawy, to jest w ciągu 15 minut? - to się nazywa "dożynanie watahy".
- Chyba Pan zwariował?! Nikt nas nie poinformował! - zawsze tak mówią...
- Zakładamy, że nasi klienci zaznajomieni są z kalendarzem i zegarkiem, ale dodatkowo w warunkach rezerwacji mają Państwo zapis o konieczności samodzielnego potwierdzenia godzin wylotu – prawie nie słychać sarkazmu. Maruda przeciąga się na krześle. Przypomina teraz dzikie zwierzę, które zwietrzyło krew i nie odpuści swojej ofierze.
- To jest skandal! - odpowiada mu histeryczny wrzask i dźwięk zerwanego połączenia.
- Chyba nie lecą – chłopak wygląda na zawiedzionego. Jak pijak, któremu ktoś zabrał flaszkę w połowie imprezy. Przed popadnięciem w zwyczajowy marazm ratuje go dzwonek telefonu. Na wyświetlaczu pojawia się numer naszej niedawnej rozmówczyni. Maruda z błyskiem w oku naciska zieloną słuchawkę.
- Całe wakacje nam Pan popsuł!W sądzie się spotkamy! - wrzask wściekłej baby niesie się po całym terminalu, a ja muszę przyznać, ze Samsung ma dobre głośniki.
- Chciałem tylko.... - chłopak próbuje przerwać słowotok.
- Gów..o mnie obchodzi co Pan chciał! - kobieta kończy rozmowę.
- Co chciałeś jej powiedzieć? - naciskam. Maruda uśmiecha się, ponownie pokazując odrażające krokodyle uzębienie.
- Że mamy cztery wolne miejsca na locie o szóstej rano i mógłbym ich przebukować za darmo.

5 komentarzy:

  1. Cztery wolne miejsca.. na rano.. dobre sobie! Na loterii są większe szanse :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba wiedzieć, gdzie szukać :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. albo liczyc na kolejnych 4 statystycznych zapominalskich, ktorzy na pewno sie objawią prawem skali.. ale lot w to samo miejsce z tego samego lotniska, juz po paru godzinach? To musi być bardzo popularna destynacja ten Kos :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To nie popularność:-) Przeloty czarterowe najczęściej ustawiane wg zasady: ten sam dzień - ta sama destynacja - to samo lotnisko wylotowe.
    Np. Kos 00:50 i Kos 6:00, albo HER 10:00 i 12:20.
    Biura minimalizują wtedy możliwość wtopy sprzedażowej na danym kierunku, przy planowaniu na 10 miesięcy z wyprzedzeniem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziekuję za wyjaśnienie :)

    OdpowiedzUsuń