Wiesz co to jest thalasso spa? - Zenek patrzy na
mnie z wyższością dłubiąc długopisem w uchu. Kurdupel ma metr
siedemdziesiąt w kapeluszu, a tak się napuszył od tej swojej
mądrości, że prawie rysuje łysą głową sufit swojej kanciapy,
zwanej szumnie biurem podróży.
- Spa, gdzie zamiast w chlorze moczysz dupę w
morskiej wodzie -zakładam mądrali koszykarską "czapę".
- A ty skąd wiesz? - Zenuś zerka na mnie
podejrzliwie i zaczyna ssać końcówkę długopisu. W czarno-białym
świecie macho mordercy bywanie w tego typu przybytkach klasyfikuje
faceta jednoznacznie.
- Moja kosmetyczka ma w czymś takim gabinet -
dorzucam pełną szuflę do pieca i jakby tego było mało wykonuję
dłonią kobiecy gest sprawdzania lakieru na paznokciach. Lekko
skośne oczy właściciela biura robią się wielkie jak cebule,
szczęka lekko opada odsłaniając nierówne zęby, a sam Zenek
kurczy się z przerażenia.
- Byłem kiedyś z grupą, stąd wiem - lituję się
i przerywam testowanie granic zenkowej homofobii.
- Uff - oddech ulgi aż porusza pożółkłymi
firankami w oknach i rozsiewa po oblepionym kolorowymi plakatami
biurze odór trawionego kebaba.
- No.... to thalasso będzie atrakcją drugiego dnia
wyjazdu - Zenek szybko wstaje po nokaucie, odkłada wylizany długopis
i dziarsko kontynuuje odprawę. Otoczeni czosnkowymi oparami
pogrążamy się w fachowej dyskusji. Grupa była wymagająca,
więc dobrze było omówić każdy szczegół przed wyjazdem. Z
doświadczenia wiedziałem, że muszę z wszystkimi pytaniami zdążyć
przed sosem czosnkowym, który powoli zmierzał ku zenkowej wątrobie.
Gotowy do natychmiastowej ewakuacji, zadawałem dużo pytań,
wiedząc, że za chwilę w biurze pojawi się substancja, przy której
zapach trawionego kebaba będzie niczym francuskie perfumy i nikt nie
będzie w stanie przebywać z Zenkiem w jednym pomieszczeniu.
- On jest dość specyficzny - ostrzegała kiedyś
znajoma pilotka – ale wyjazdy organizuje super.
Spa było więcej niż zajebiste. Ujęta w karby
granitowych basenów morska woda zapraszała do relaksu. Zapraszał
również włoski właściciel, który szerokim uśmiechem powitał
naszą grupę w wejściu.
W miarę jak wytaczaliśmy się z autokaru, jego
uśmiech zaczął lekko blaknąć, a zamienił się w grymas strachu,
gdy pięciu gości wyjęło fujary i zaczęło lać do kamiennej
donicy z bambusem. Toaletę w autobusie zarzygał nam pan dyrektor
Sławek, który leżał teraz w przejściu i postękiwał, gdy
wychodzący kopali go po przyjacielsku w wielkie dupsko.
- Don't worry - próbowałem pocieszać załamanego
Włocha, ale chyba nie usłyszał, bo zagłuszał mnie charkot, jaki
wydawała z siebie blond piękność, która przyssała się do
drugiej doniczki. Zapamiętałem ją jak wchodziła do autokaru z
wielkim campari w ręku. Teraz, głośno charcząc, zapełniała
donicę czerwoną cieczą, która wartką strugą tryskała jej z
gardła. Pijane w sztok koleżanki robiły jej zdjęcia, zanosząc
się przy tym szaleńczym śmiechem.
Reszta grupy błyskawicznie wyrywała recepcjonistom
szlafroki oraz klapki i rzuciła się w kierunku basenów.
Przypominaliśmy wycieczkę ze szpitala psychiatrycznego - ubrani w
białe szlafroki ludzie zataczają się po korytarzu i drą japy w
niebogłosy. Nasza szalona, rzucająca kur..wami procesja dotarła do
krawędzi basenu wypełnionego wodą przypominającą spienione
mleko.
- Ciekawe ile osób mi się utopi? - pozwoliłem
sobie na chwilę refleksji i sprawdziłem czy mam pod ręką numer polisy. W tym samym momencie zobaczyłem
czterdzieści osób w szlafrokach, które w ekwilibrystycznych pozach
leci w kierunku spienionej tafli. Obserwujący nas właściciel
złapał się za głowę.Wszyscy skaczący wpadali w bulgoczącą
wodę po uszy, oprócz jednej laski, która wyglądała jakby usiadła
na wodzie. Po wykonaniu w powietrzu efektownego rozkroku wpadła do
basenu i zatrzymała się na powierzchni niczym Jezus. Cudu jednak
nie uświadczyliśmy. Jej twarz była samym bólem, a woda wokół
pociemniała od krwi. Dziewczyna usiadła kroczem na murku, ukrytym
dziesięć centymetrów pod powierzchnią wody. Po chwili zemdlała i
nieprzytomna osunęła się do wody.
- Chciałeś, to masz - pokręciłem głową
strofując sam siebie i razem z ratownikiem zaczęliśmy wyciągać
dziewczynę z basenu. Wokół trwała damsko - męska wojna na
ręczniki. Popychany przez pijanych walczących, którzy wydawali
bojowe okrzyki w stylu "zajeb jej!", czułem się jak
sanitariusz na polu bitwy. Położyliśmy kobietę na posadzce z
ręcznikiem w kroku. Laska krwawiła i jęczała z bólu, którego
nie był w stanie zneutralizować nawet alkohol krążący w jej
ciele.
- Dobrze, że to nie był żaden facet - wypadek
obudził we mnie szowinistę. Ratownik zdawał się myśleć
podobnie, bo nerwowo macał się po przyrodzeniu.
Obsługa uruchomiła włoski model postępowania w
sytuacjach nagłych, a ja z niepokojem zastanawiałem się czy
kobieta zdąży się wykrwawić. Ratownik wezwał recepcjonistę, ten
zadzwonił po właściciela. Każdy z nich poświęcił pięć minut
na oglądanie zakrwawionego ręcznika i mimowolne manualne sprawdzanie
czy ich własne jajka są na swoim miejscu. Wezwali pogotowie, które
przyjechało po piętnastu minutach. Sanitariusze zaczęli akcję od
kontemplowania całkowicie już czerwonego ręczniczka. Następnie
stwierdzili, że do wyjścia jest ponad dwieście metrów, a przepisy
zabraniają im nosić chorych tak daleko na noszach. Właściciel
wpadł na pomysł, że karetka może wjechać prawie pod sam basen
wjazdem przeciwpożarowym, tylko musi podjechać z drugiej strony
miasteczka. Dało nam to czas na znalezienie klucza, ale przynajmniej
stało się jasne, że jeżeli dziewczyna do tej pory nie umarła, to
raczej będzie z nią dobrze. Sanitariusze zapakowali w końcu
poszkodowaną do ambulansu, a ja zadzwoniłem do ubezpieczalni. Na
basenowym pobojowisku zapadła błoga cisza. Wojownicy przenieśli
się do strefy saun, skąd dobiegały dzikie wrzaski. Wokół walały
się klapki, ręczniki i szlafroki oraz kilka bezwładnych ciał.
- Relax! - wskazałem ręką na tych chrapiących na
leżakach, którzy nie dali już rady kontynuować zabawy Właściciel
machnął ręką i pociągnął mnie w kierunku wyjścia, gdzie nasz
włoski kierowca kończył właśnie sprzątać autokar. Szybkie
liczenie zebranych pustych butelek pokazało spożycie rzędu 0,7
litra na łebka. Zważywszy na fakt, że dojazd do spa zajął nam
półtorej godziny, był to niezły wynik.
- Foto, foto - kierowca wręczył mi komórkę
pokazując ręką, że chce zdjęcie na tle góry pustych flaszek i
wielkiej dupy wciąż słodko śpiącego pana dyrektora Sławka.
Jak mozna wkrecic sie do tak obfitujacego w wydarzenia wszelakie biznesu?
OdpowiedzUsuńTrzeba się nie uczyć w szkole, potem nie ma wyjścia... :-)
OdpowiedzUsuń